ką, lecz nie wiedzieli o sobie nawzajem, gdzie się znajdują i czy zostali przy życiu. Rozdzielały ich góry i doliny, w obcych nieznanych byli okolicach i zajęli się oboje pasterstwem, pędząc smutne życie w tęsknocie i ciężkim żalu. Samotność im ciążyła bardzo, lecz nie szukali ludzi, bo nieszczęście i smutek uczyniły ich lękliwymi; strzegli więc tylko stad swoich wybierając dla nich łąki z najpiękniejszą paszą.
Lat kilka upłynęło im tak w odosobnieniu, gdy pewnej wiosny ujrzeli się znowu w jednej dolinie. Każde przybyło tu z przeciwnej strony, lecz nie poznali się wzajem, choć radzi byli, że nie są już sami.
Odtąd pędzili życie obok siebie, mało z sobą rozmawiając i nie znając się wcale, razem jednakże paśli swoje małe stada, które zajmowały ich wyłącznie.
Raz na wiosnę, gdy wzgórza, lasy i doliny pokryła świeża zieloność i kwiaty, woda płynęła bystro potokami, a księżyc w pełni zaświecił na niebie, pasterz usiadł na dużym kamieniu przy stadzie, które spało u nóg jego, wziął w rękę srebrną fujarkę i grać zaczął pieśni coraz smutniejsze i coraz tęskniejsze.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/251
Ta strona została uwierzytelniona.