Niedźwiedź zjadł wszystko, wdzięcznie i łagodnie popatrzał na swe opiekunki i pozwolił im żartować i bawić się z sobą, kiedy niekiedy pomrukując groźnie jakby je chciał postraszyć.
Gdy nadszedł czas spoczynku, matka staruszka wstała i odchodząc z dziewczętami powiedziała do gościa:
— Możesz tu zostać, biedaku, i spać sobie przy kominku; bądź co bądź, wygodniej ci będzie niż na śniegu i mrozie.
I niedźwiedź został na noc. Nazajutrz z samego rana wypuściły go dziewczątka i poszedł sobie zaraz ciężkimi krokami po głębokim śniegu do lasu, ale wieczorem wrócił i odtąd codziennie przychodził o jednej porze pozwalając się bawić z sobą Róży i Lilijce, które w końcu tak przywykły do kudłatego gościa, że drzwi nawet nie zamykały przed jego przybyciem.
Tak upłynęła zima. Stopniały nareszcie śniegi, wzgórza i doliny okryły się świeżą sukienką, słońce świeciło cieplej i weselej, zniknęły lody, ucichły wiatry mroźne i surowe.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/261
Ta strona została uwierzytelniona.