znajomy zawołał na nie po imieniu, a kiedy się obejrzały, niedźwiedzia nie było, tylko skóra jego leżała na łące, a przy nich stał prześliczny w bogatym stroju młodzieniec i uśmiechał się życzliwie.
— Nie uciekajcie, najmilsze Lilijko i Różyczko — mówił: — jestem synem królewskim i tylko ten oto karzeł ukradłszy skarby moje rzucił na mnie zaklęcie, i musiałem do jego śmierci pokutować w niedźwiedziej skórze. Teraz mój wróg nie żyje, jestem wyzwolony, odzyskałem stracone skarby i wracam do ojca i brata, którzy opłakują mnie ciągle. Ale przedtem raz jeszcze pójdę do waszej chaty, bo musicie wszystkie jechać ze mną.
To powiedziawszy, wziął z kamienia małą śliczną gwizdawkę z jednego szafiru, gwizdnął i w tejże chwili wysunęła się z lasu wspaniała kareta otoczona orszakiem dworzan. Królewicz kazał dworzanom pozbierać rozrzucone klejnoty i poszukać więcej skarbów w pobliskiej kryjówce karła, sam zaś z Różyczką i Lilijką wsiadł do złocistej karety i zabrawszy ich matkę udał się do swego państwa.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/272
Ta strona została uwierzytelniona.