chłopcu. Krawczyk ser i ptaka schował do kieszeni, potem zagwizdał i wyruszył w podróż.
Lekkim krokiem przebiegał duszne ulice miasta, potem w polu raźniej mu się zrobiło na duszy i głośno już śpiewać zaczął, a gdy minął las, rzekę i uczuł się w obcym kraju, wykrzykiwał z całej siły dla dodania sobie otuchy.
Po długiej drodze wdrapał się wreszcie na górę i tu ujrzał przed sobą niezmiernej wysokości olbrzyma, który siedząc na szczycie, spuścił ze skały nogi i patrzał obojętnie na zbliżającego się człowieka.
— Jak się masz, towarzyszu! — rzekł ten ostatni śmiało — siedzisz tu sobie spokojnie i rozglądasz się po świecie? Ja tam właśnie idę pokazać, co umiem; może pójdziemy razem?
— Ach, ty nędzny robaku! — zawołał olbrzym wzgardliwie; — jak śmiesz nawet w taki sposób odzywać się do mnie? Czy chcesz, bym cię zgniótł jak muchę?
— To zobaczymy jeszcze — odparł krawczyk zuchwale. — Przeczytaj, co tu napisano i możemy się spróbować.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.