Olbrzym przeczytał i zdziwił się bardzo.
— No, no — rzekł — między swymi musisz mieć wielkie znaczenie, dla mnie jednakże jesteś tylko człowiekiem; zgniótłbym cię w ręku na proch, jak ten kamień.
To mówiąc wziął kamień w rękę, ścisnął i tylko piasek posypał się na ziemię.
— Głupstwo! — zawołał krawczyk — ja tak kamień ścisnę, że sok z niego popłynie, a ty nie potrafisz tego.
Wyjął z kieszeni kawał swego twarogu i ścisnął, aż serwatka pociekła na ziemię, a z mniemanego kamienia zrobiła się miękka masa.
— Nie ma co mówić — rzekł zdziwiony olbrzym; — nie wyglądasz jednakże na takiego siłacza. No, spróbujmy się jeszcze. Kto wyżej rzucić potrafi?
Podniósł kamień i rzucił go w górę z taką siłą, że upłynął kwadrans, nim spadł na ziemię.
— Mój nie spadnie wcale — przechwalał się krawczyk.
I rzucił wróbla, który rozwinąwszy skrzydła odleciał het daleko od obu siłaczów.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.