Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

Zgodził się wesoły chłopak, choć pomyślał w duchu, że chętnie zrzekłby się tego zaszczytu. Cóż jednak było robić? Nie przewidział wcale, że tam go zaprowadzi niewinne samochwalstwo i obawa okazania swej słabości złośliwemu potworowi.
Tymczasem doszli do jaskini, którą była wielka wydrążona góra. Kilkunastu olbrzymów siedziało wkoło ogniska, a każdy miał przed sobą pieczonego barana. Gościowi zrobiono miejsce i gościnne potwory ofiarowały mu rogi i ogony od swoich porcyj. Krawczyk podziękował grzecznie, ogryzł kilkanaście ogonków i pożywił się trochę.
Potem wskazano mu ogromne łóżko, na którym szukając sobie wygodnego miejsca ułożył się na koniec w kąciku za poduszką.
O północy zazdrosny olbrzym, który nie mógł się pogodzić z myślą, żeby człowiek silniejszym się okazał od niego, wziął siekierę i w ciemności zaczął rąbać po łóżku. Po kilku uderzeniach, pewien, że zabił wroga, położył się i zasnął najspokojniej. O świcie opowiedział wszystko towarzyszom, którzy pochwalili jego podstęp i za-