Na koniec chłopczyk z czerwoną plecionką na szyi ujął rękę brata i przemówił:
— Płacz nic nam nie pomoże; chodźmy lepiej wzdłuż strumienia, ojciec nam przecież mówił, że zbłąkani tym sposobem odszukują drogę.
I uściskawszy się ze łzami w oczach, wzięli się mocno za ręce i ostrożnie szli wzdłuż strumienia.
Długo szli, długo, a każda minuta wiekiem im się wydawała, gdy spostrzegli na koniec światełko w zaroślach i na wzgórku ujrzeli chatkę, otoczoną żywopłotem z ciernia. Chłopcy zaczęli wzywać pomocy, ratunku i wkrótce na progu chatki ukazał się leśnik i wysłuchawszy ich opowiadania zaprowadził malców do żony.
Żona strzelca z litością przyjęła biedne dzieci, a oboje nie mając własnych postanowili chować je jak swoje. Leśniczyna natychmiast dała im gorącego mleka, ciasta pszennego; na dużym tapczanie posłała siana, przykryła czystym prześcieradłem i ułożyła obydwu jak matka troskliwie. Potem sama spać poszła. Lecz jakież zdziwienie czekało nazajutrz z rana poczciwych
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/331
Ta strona została uwierzytelniona.