bę: tu jemu się nie podobało, tam on się nie podobał. Aż przyjechał na koniec do wielkiego miasta, w którym panowała tak wielka żałoba, że ulice kirem zasłano, a ludzie chodzili cicho ze spuszczonymi głowami i nikt słowa nie śmiał przemówić.
Nasz młodzieniec zajechał prosto do gospody, kazał dać kapusty świeżej zajączkowi, parę sztuk drobiu lisowi, dla wilka, lwa i niedźwiedzia kupił tęgiego wołu, a psa wziął z sobą na resztki wieczerzy, którą przyrządzić kazał. Usłużny oberżysta sam przyniósł mu potrawy; kiedy głód zaspokoił, zapytał Radosny, co znaczy ta żałoba w mieście.
Gospodarz westchnął ciężko i potrząsnął głową.
— Starsza królewna jutro umrzeć musi — rzekł żałośnie — jakże się nie mamy smucić?
— Musi umrzeć! — powtórzył zdziwiony młodzieniec. — Czy jest tak chora?
— Jest zdrowa, piękna i młoda, ale umrzeć musi — szepnął znowu oberżysta — umrzeć musi, bo już wszystkie dziewice w naszym mieście pożarł smok, straszny
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/339
Ta strona została uwierzytelniona.