darz położył czarny chleb na stole, Radosny go odsunął i rzekł:
— O co zakład, że nim upłynie godzina, będę tu miał chleb biały z królewskiego stołu?
— O, nie tak łatwo o to u nas, panie; mogę się założyć nawet o ten worek złota i pewien jestem wygranej.
— Dobrze — zawołał rycerz.
Wezwał do siebie zająca i szepnął mu:
— Słuchaj, szary, skocz mi zaraz do pałacu i przynieś bochenek chleba z królewskiego stołu.
Zając podrapał się łapką za ucho, a że nie miał kogo posłać, więc choć strach mu było psów i ludzi, ruszył natychmiast w drogę. Psy spostrzegły go jednak i zaczęły gonić; biedny szarak, obskoczony, schronił się w budkę strażnika. Psy za nim, ale strażnik, nie wiedząc o co im chodzi, palnął jednego i drugiego kolbą, aż rozbiegły się wyjąc. Wtedy zając wyskoczył, wpadł do pałacu, usiadł za krzesłem królewny i trącił ją łapką w nogę.
— Pójdź precz! — zawołała myśląc, że to jej piesek ulubiony.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/351
Ta strona została uwierzytelniona.