loną do drzewa staruszkę, drżącą na wieczornym chłodzie.
— Zejdźcie-no matko — rzekł do niej łagodnie — ogrzejecie się trochę przy ognisku, a i posiłek znajdzie się dla głodnych.
— Jakże mam jeść — odparła trzęsąc się staruszka — kiedy boję się twoich srogich zwierząt?
— Zwierzęta moje nic ci złego nie zrobią.
— Nie mogę temu wierzyć; zrzucę ci rózgę z drzewa, uderz je nią, a wtedy przekonam się, czy rzeczywiście są tak pokorne i uległe.
Usłyszawszy to Szczęsny domyślił się prawdy i zawołał groźnym głosem:
— Schodź mi natychmiast na dół, albo cię zabiję.
— Nie lękam się twoich strzałów — zaśmiała się stara i odrzuciła mu kulę, którą jej przesłał spod drzewa.
Wtedy Szczęsny dobył z torby garstkę złotych piórek, lew zgniótł je silną łapą, niedźwiedź ścisnął zębami i gdy takim nabojem strzelił do czarownicy, spadła z drzewa i jęcząc zaczęła wzywać litości.
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/370
Ta strona została uwierzytelniona.