Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

Rycerz patrzył na nią z litością.
— Czy myślicie to wszystko zabrać z sobą, matko? — zapytał wreszcie. — Gdzie wam sił wystarczy?
— Cóż mam począć? — odparła — nie mam dzieci ani wnuków; któż dopomoże starej? Biedni ludzie muszą więcej pracować na ziemi niźli bogacze, ale każdy z losem zgodzić się powinien.
— A czy daleko mieszkacie, mateczko? — pytał młodzieniec, coraz większą zdjęty litością. — Toć dla tęgiego chłopa byłoby tu co dźwigać!
— Może mi chcesz dopomóc? — zawołała stara, a dziwny ogień błysnął w jej zagasłych licach. — Jesteś młody i silny, dom mój niedaleko, ot na tej górze; dla ciebie to fraszka i gdybym sama była w twoim wieku... no, no, dopomóż starej!
Rycerz pomyślał sobie, że naprawdę wstyd byłoby, gdyby pozwolił takiej sędziwej i słabej staruszce dźwigać do domu ciężkie brzemię, więc uśmiechając się do niej zsiadł z konia i przywiązał go do drzewa.
— Wezmę twoje owoce, a ty nieś sobie