dobrze ścieżką, upłynęła godzina, nim spuścił się z góry, druga — nim znalazł konia, i było już tak ciemno, że rozpalił wielki ogień, aby przenocować w lesie.
Nazajutrz wstał o świcie. Brylantowa rosa jaśniała na każdym listku, każdym ździebełku trawy, złote słonko wstawało wśród różowych obłoczków i tak mu było wesoło na duszy, świat wydał mu się tak piękny i ciekawy, że postanowił objechać go cały dokoła i poznać wszystkie dziwy, o których słyszał tak wiele.
Więc napoił konika, sam zjadł trochę jagód i pożywnych korzeni i wyruszył w drogę, w nadziei, że niezadługo trafi na jaką zagrodę, gdzie lepiej pokrzepi siły. Zawiódł się jednak, drogi ani chaty nigdzie nie było, lecz koło południa zabił zająca, znalazł ul pszczół dzikich i źródło czystej wody, więc głód zaspokoił. Na drugi dzień błąkał się znowu i dopiero przed wieczorem dnia trzeciego wjechał do pięknego miasta, w którym panował król potężny i sprawiedliwy.
Dowiedziawszy się o tym rycerz kazał
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.