Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

w zielonym surducie, z kopytkami na nogach.
— Znam cię — przemówił żołnierz — ale się nie boję.
— Tym lepiej, zuchu, łatwiej się porozumiemy. Czego byś pragnął: złota? śmierci braci?
— Precz, kusicielu! — krzyknął żołnierz oburzony — nie mam czym płacić za twoje usługi.
Diabeł zniknął, a wojak śmiało poszedł dalej i nim nastąpił wieczór, stanął przed ojczystą chatą.
— Witajcie, panowie bracia — rzekł pokornie — wojna skończona, przyjmijcie do chaty, może przydam się na co, nim nastąpi druga.
— A co przyniosłeś z wojny? — zapytali chciwie.
Pokazał im znak zasługi i garstkę drobnej monety.
— Idź precz z taką zdobyczą! — zawołali gniewnie. — Nie mamy tutaj chleba dla próżniaków; ziemia jest nasza, bo pracujemy na niej i chata nasza, bo na ziemi stoi. Nic tu dla ciebie nie ma.