— Cóż więc będę robił?
— Rób, co ci się podoba; sam wybrałeś rzemiosło, gryźże teraz żelazo, popijaj krwią ludzką.
— Dajcież mi choć przenocować, pożegnać ojcowiznę.
Poszemrali niechętnie, zgodzili się jednak; dali mu kawał chleba, podzielili się wieczerzą, a nazajutrz na drogę nagotowali grochu i wyprawili z chaty zapowiadając, aby do niej nie wracał.
— Każdy z nas się ożenił, każdy ma dzieci, nie możemy ich krzywdzić, żeby się dzielić z tobą — mówili usprawiedliwiając swoje postępowanie.
I poszedł znów biedny żołnierz; idzie drogą, lasem, wyszedł na step szeroki; groch zjadł już od dawna, a tu nic nie ma, żeby siły pokrzepić. Usiadł na ziemi, smutnie zwiesił głowę i myśli nad swoją dolą.
Wtem coś zaszeleściło; obejrzał się: przed nim człowiek wysoki, chudy, w zielonym surducie, z kopytkami na nogach.
— Cóż — spytał — panowie bracia oddali ci, co twoje?
Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.