Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

— To do ciebie nie należy — odparł żołnierz ponuro.
— No, nie gniewaj się mój zuchu, chcę twojego dobra. Dam ci złota ile zechcesz, byle bym się przekonał, żeś naprawdę taki odważny, jak mi chcesz się okazać.
— Żołnierz tchórzem być nie może.
— Eh, eh! mój kochany, różnie to bywa. Ot, spojrzyj za siebie.
Coś zasapało, zamruczało z cicha, i żołnierz obejrzawszy się ujrzał wielkiego niedźwiedzia, który powoli zbliżał się ku niemu i był już o parę kroków.
— Ba! — zaśmiał się dzielny żołnierz, a oczy mu błysnęły. — Poczekaj-no, Misiu, dawno pragnąłem zmierzyć się z tobą; będzie wieczerza! Czy znasz taką fujarkę? Dobrze gra do tańca.
To mówiąc wymierzył, padł strzał trafny i niedźwiedź, mrucząc ze wściekłością, rozciągnął się jak długi.
— Dobrze — chwalił diabeł — wybornie! Teraz mój dzielny chłopcze, pomyśl, jak byłoby wygodnie mieć zawsze kieszeń pełną złota! Bracia wypędzili cię z chaty i nikt ciebie nie przyjmie. Co ty umiesz?