gacz, całe stosy zająców piętrzyły się na zabranym w tym celu wozie, a wesołe śpiewy myśliwskie rozweselały młodego królewicza.
„Pojedziemy na łów, na łów, towarzyszu mój!
Na łów, na łów, na łowy,
Do zielonej dąbrowy
Towarzyszu mój!“
Rozległ się śpiew rozochoconych powodzeniem myśliwych, a z głosem ich śpiewu łączyły się echa strzałów, i bieg szczekających zajadle psów.
Ach! jak cieszył się jelonek z tej ogólnej wesołości, jak radby należeć do tej szalonej gonitwy!
Wreszcze nie wytrzymał. Wysunął biały swój łebek, ogarnął wzrokiem całą przestrzeń zapełnioną myśliwymi i przyglądać się począł całej wyprawie.
Spostrzeżono go i wypuszczono psy, ale żwawy jelonek umykał, ile mu sił starczyło, wreszcze znikł niepostrzeżenie z przed oczu myśliwych.