słodyczy iść dalej i szukać drogi do domu, gdy naraz oczom ich ukazała się potworna postać starej kobiety.
Siwe kosmyki włosów spadały na poorane zmarszczkami czoło, nos krogulczy zakrzywiony, dotykał brody spiczastej, z ust wychodziły dwa kły straszliwe...
Potworna ta czarownica trzymała w ręku sowę, która zahukała przeraźliwie i rzucić się chciała na dzieci.
Ale kobieta uderzyła sowę po skrzydłach i ta z piskiem uciekła w kąt izby.
— Chodźcie dziateczki, chodźcie! — zasyczała czarownica, właśnie na was czekałam... Ale kto to pozwolił wam niszczyć dach mej chatki i okienka? Co za niegrzeczność!
— Przebacz nam pani, — wyszeptał przerażony chłopiec, podczas, gdy Małgosia tuliła się do niego ze strachem. —
Nie wiedzieliśmy, że to do kogo należy, sądziliśmy, że niema ten domek właściciela. Nie gniewaj się na nas...
Strona:Bracia Grimm - Jaś i Małgosia.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —