Przyjecháł ku nim: — „A co hań tak lameńcis?” — Maciuś pojada: „O — brat mi tys umár, ba ni mám go za co pochowáć.” Pán sięgnon do kiesonki i ani zaziéráł, cy był biáły, cy cérwony, kielo nabráł piniendzy do gárzci, porucił im i nákazuje: „Na — a pochowájze go wartko, coby haw przy drodze nie śmierdziáł!” I jedzie dalij, ale pán miáł w kociu okienko na zadku, wyźre — a hań zywy i umarty, oba goniom i zbirajom te piniondze. — Krzyknon pán na kocisa: „Stój!“ a na hajduka: „Bier palice i rznij tym huncfutom, ze skóry na nik pukały bedom, co óni ze świata kpiom!“ — Dopiró hajduk leci z palicom — a oni myśleli, co im jesce piniendzy niesie, więc: „Śpiwajmyz, śpiwajmyz!“
„Nie było to ksiąze panie, ksiąze panie,
A był to syn bozy, syn bozy,
Jesce nám mało dáł,
Jesce nám przyłozy.“
Kie przyleciáł hajduk ku nim, kie wzion przykładáć, to na dziadak skóry pukały, tak rzezał palicom, aze zagony przeskakowali — a do dziury nie śli więcy.“
„Był taki bidny chłop na polanie, no juźci zwidziáła mu sie dziéwka, ozenił sie i gazdowali tys ta wraz, jako mogli. — A miáł obdolno od chałupy, po pod brzyzek, stajanecko pola, ziemia nicego, ino do cienia, to choć co wsiejes, wartko nie zeźre. Wsiáł tys chłop wiesnom w ono pole jarcu. „A idź-ze,“ pojada baba, — „i zaźryj na ón jarzec, cy zeseł?“ — Chłop baby usłuchnon, idzie ku jarcowi, a hań goluśká rola, dziwaśkany jarcyk sie zieleni, — ozpajedził sie chłop, zaklon brzyćko: „Bier djabli taki jarzec!“ i juze nań i zaziérać nie kciáł. — A za tela słonko piknie grzało, desce przepadowały, jarzec sie otawił, ka jakie ziarnecko poschodziło sytko, zagony sie zazieleniły kieby parzęć, co nie dáj Boze lepi. — Jesieniom idzie chłop bez pole, cud boski! jarzec w pas, kłóski nabite, źrałe, — hybaj do chałupy, „ná-raty kosić!“ — Kose se przyryktował, wybrusił, wzion do gárzci, ino raz zacion do jarca, a djabół łap za kose. — „Mój jarzec!“ — „Nie twój!“ — djabół gwarzy: „kieś mi go sám dáł — bácys?“ — „Nie prawda!“ — chłop snowa kce kosić, djabół sie dzier-