przy ogniu się zagrzać i pokrzepić. Wycieczkę tę do tych stawów tak urządził profesor nasz, iż nasamprzód wyszliśmy do stawu Długiego i stanęliśmy tutaj o godz. 1. Potém spuściliśmy się do domu Kurtkowca, gdzie zatrzymaliśmy dla pomiaru do 3½, poczém zwróciliśmy się do Dwoistego Stawu. Opuściliśmy go o godz. 4½ po poł., i podążyliśmy do Zielonego a stąd o 5½ do Litworowego. Szósta już godzina była, gdyśmy go pożegnali i pospieszyli ku szałasom, gdzie oczekiwał nas baca w szałasie Sieczki z wyborném mlékiem kwaśném. Ponieważ ślicznie się wypogodziło i wiatr ustał, który przy stawach nas niepokoił, uradziliśmy nazajutrz wyprawić się na Świnnicę. Z tego téż powodu, nie bawiąc tutaj długo, pożegnawszy bacę i juhasów, podążyliśmy, jak górale mówią, na dół t. j. do doliny, aby po należytym wypoczynku nocnym i po wzmocnieniu sił módz nazajutrz wyruszyć na Świnnicę.
Nadmienić mi tu wypada, że nad Długim stawem, któryśmy wtedy uważali za ostatni i najwyższy z pomiędzy wszystkich stawów Gąsienicowych, leży średniéj wielkości staw, Zadnim zwany, tuż w samém rozdrożu dwóch grzbietów górskich, z których jeden zajmuje Kościelec a drugi Świnnica ze Skrajną i Pośrednią Turnią. Zadnim stawem mylnie zowią staw Długi. Tenże bywa prawie zawsze zamarznięty.
Nazajutrz (wtorek) 16 lipca była o 4-éj godzinie rano przecudowna pogoda; jakkolwiek nieco wietrzno.
Spółkoledzy moi pozostali w domu, gdyż tak jeden, jak drugi obtarł sobie nogę dnia poprzedzającego koło stawów Gąsienicowych. Przeto profesor, ja i Maciéj Sieczka wyruszyliśmy o 5 rano, tą samą drogą co wczoraj, aż do stawów Gąsienicowych, gdzie przy szałasach stanęliśmy o 8 godz. Spoglądaliśmy stąd na Świnnicę, która całą naszą uwagę pochłaniała. Potrzebowaliśmy jeszcze przeszło cztérech godzin czasu, aby bez przerwy wspinając się do góry, dojść szczytu. Nie zatrzymywaliśmy się długo przy szałasie Sieczki, bo jakoś było parno w dolinie, a juhasi przebąkiwali coś o mgle i dészczu, mimo że piękna była pogoda. Pośpieszyliśmy zatém percią w dolinie Suchéj Wody aż do rozwidlenia tejże. Perć prowadzącą do stawów zostawiliśmy na lewo, a poszliśmy percią prosto na południowy zachód. Im wyżéj się wznosiliśmy, tym coraz nowszy staw Gąsienicowy nam się ukazywał. Śliczny stąd widok na same stawy. Wreszcie po jednogodzinnym spinaniu się do góry stajemy na przełęczy Liliowego. Co za widok! Nowy świat, świat górski, alpejski, dziki i olbrzymi, ukryty dotąd poza przełęczą, nagle się nam odsłonił. Szczyty na wschodzie Świnnicą i Kościelcem zasłonięte, teraz na zachodzie i południu ułożyły się w cudną panoramę. Tu téż chwilkę odpoczęliśmy i nasycaliśmy się majestatycznym widokiem. Pod nogami naszemi od strony zachodniéj rozlega się głęboka dolina, w któréj przewala się potok Cicha. Nosi ona nazwę Wierch-Cichéj z powodu, że u jéj górnego końca wznosi się turnia zwana Wierchem Cichą (Wierch
Strona:Bronisław Gustawicz - Kilka wspomnień z Tatr.djvu/42
Ta strona została skorygowana.