KILKA WSPOMNIEŃ Z TATR.
SKREŚLIŁ
BRONISŁAW GUSTAWICZ.
|
Ten niezmierzony przestwór głazów i łomów dowodzi, że Tatry ongi przed wiekami były daleko wyższemi. Pod działaniem bowiem słońca każda skała w dzień się rozszérza więcéj na swéj powiérzchni, niż we wnętrzu swojém, w nocy zaś bardziéj kruszy się na powiérzchni. Ulegając takim powolnym i niewidocznym oku ludzkiemu zmianom przez tysiące lat musi niszczéć i maléć. Do tego dzieła niszczenia przyłącza się zima; ta w niemiłosierny sposób rozsadza skały na ich bokach i szczytach. Na wiosnę i lato pioruny strącają je ze szczytów. Skały spadają na dół i zalegają doliny. Wiek po wieku upływa a harde turnie obniżają swe głowy zwolna ku dolinom.
Dochodzimy nakoniec na małą trawiastą równinkę, oddzielającą Pośrednią Turnię od Swinnicy, Była to już godzina 11. Zatrzymaliśmy się na téj przełęczy, powabnéj dzikością. Ztąd widok na stawy Gąsienicowe w przepaść, którą według zdania Sieczki można się spuścić ku nim. Ku południowi szumi potok Wiérch Cichy. Spoglądamy wreszcie na Świnnicę. Strach przejmuje człowieka i prawie odchodzi ochota drapania się na ten szczyt. Strasznie i dziko poszarpany, a do tego nadzwyczaj stromy. Często i gęsto zdarza się, iż niektórzy wybiérający się na Swinnicę od téj przełęczy wracają. Jeszcze przeszło godzinę trzeba piąć się po łomach i skałach, aby dojść na szczyt. Atoli mgły zaczęły otaczać Świnnicę. Wkrótce i nas otoczyły, i znajdowaliśmy się jakby w ciemnéj bani. Mgła była mokra i gęsta, żeśmy na krok jeden drugiego nie widzieli. Czekamy i niecierpliwimy się; gniéwamy się na juhasów, którzy nam mgłę przepowiedzieli. Czekaliśmy tutaj do drugiéj godziny. Temperatura powietrza czyniła tylko 13°C, przeto nie bardzo było nam ciepło. Mgła nie ustępowała, zwilżała nam tylko odzież, zimno nas przenikało a coraz większe i ciemniejsze tumany mgły toczyły się i wiły od zachodu, do czego pomagał jeszcze im silny wiatr. Wiatr ten staje się nieraz nadzwyczaj niebezpiecznym. Tego samego roku, gdyśmy z profesorem wybrali się na Czerwone Wiérchy (13 sierpnia), napadł nas na przełęczy między Giewontem a Czerwonym Wiérchem tak silny wiatr, iż nas obalał na ziemię. Niekiedy pojawia się w Tatrach tak zwany wiatr halny. Podaję opis tego wiatru według notat ś. p. profesora Janoty.
Jestto gwałtowny, tylko na północnéj stronie Tatr u ich stóp zjawiający się wiatr ciepły, dmący od hal i dlatego halnym zwany. Bywa w jesieni w zbiorki (podczas żniw) lub po nich (we