STASIA.
Ach, uchowaj Boże!
To byłoby za wcześnie... Mówił: — o aktorze
Nie chce i słówka więcej już słyszeć odemnie —
Nie pora na ten środek... Daremnie, daremnie!
Wszak lepiej już nie drażnić bardziej...
(żebrząco do Walerego, który zposępniał podczas ostatniego wypowiadania.)
O mój drogi!
Tyś posmutniał?... Ach, wybacz jemu — mnie ubogiej
Wybacz, że jestem echem jego słów zelżywych!
WALERY (przed siebie, smutno.)
O świecie, pełen jeszcze wyobrażeń krzywych!
Kiedyż te drożdże pojęć nareszcie dokisną?...
O, to boleśnie! do ócz gwałtem łzy się cisną...
O!... to smutno...
STASIA.
PIOTR.
Cóż-bo pan znów kwili?...
To nie ładnie!... dalipan, brzydko!... Do tej chwili
Miałem pana aktorem — teraz zwykły człowiek!...
Ej! corychlej ocieraj pan to morze z powiek,
Bo nie możesz popatrzyć nawet na panienkę...
Któż-bo widział?...
STASIA (ocierając chustką łzy Waleremu.)
WALERY (przyciska jej rękę do serca i całuje z zapałem.)
Anioł złoty!... Rękę,
Rękę twoję najlepszą!...
PIOTR.
I... dość już czułostek!
Lepiej nam myśleć warto, jakby rzucić mostek
Przez przepaść; co rozdziela papę od aktora —
Wszak ci to z tej miłości wciąż jak szydło z wora
Wyłazi!... Na frasunek dobry też i humor:
Smutek — won! śmiać się, śmiać się — a choćby na umór,
To może w dobrej myśli znajdzie się i rada —
A jeśli się śmiać chcemy, to niech pan wybada
Panienkę, co to papa mówił o scenarzach,
I będzie źródło śmiechu!... Ot, widzę na twarzach
|