z wódki w towarzyszy i swojém imieniu, ale komizm téj całéj historyi zaciekawił mnie co daléj będzie. Odpowiedziałem więc:
— Ale w kawiarni nie chcą mi sprzedać i odsyłają do kancelaryi.
— Tak to prawda — rzekł z wielkim namysłem — ale powinni panu sprzedać kiedy kancelarya zamknięta.
Wracam do kawiarni i opowiadam kawiarce swoje dzieje, prosząc o wódkę lub o radę.
Odpowiada mi, że pomimo wielkiego spółczucia dla mego losu, nie może mi sprzedać i radzi się udać do Luchs’a, mającego skład obok kancelaryi.
Znalazłem zakład ale nie mogłem znaleźć właściciela, pomimo starannych poszukiwań.
A to prawdziwy Luchs a non luchsendo! pomyślałem.
Wreszcie pojawia się. Ale myślicie, żem już dostał wódki? Tak łatwo to w Szmeksie nie przychodzi. Dał mi śliwowicy, któréj nie lubimy, a na zapytanie o inny gatunek, rzekł:
— In der Kanzlei.
Byłem na to przygotowany. Roześmiałem się i odszedłem. Żegnając się z panem Döllerem, opowiedziałem mu te skutki centralizacyi i idąc za jego radą zdałem z nich raport dyrektorowi. Ten dał polecenie kawiarce i... nazajutrz rano otrzymałem wódkę.
Czytelniku, jeżeli będąc w Szmeksie zapragniesz czegokolwiek, czy smoły czy... serca, któreby z twojém
Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/101
Ta strona została przepisana.