Jechaliśmy drogą znaną tym co się udają wózkami do Morskiego Oka, a mianowicie przez wsi: Poronin, Murzasichłe[1] i Bukowinę. Mieliśmy tędy dotrzeć do Jaworzyny Spiskiéj, osady hutniczéj, stojącéj na straży przy ujściu doliny, którędy prowadziła droga ku szczytowi Lodowemu. Od chwili ruszenia z miejsca, Sabała cięgle grał na „gęśli,“ a woźnica nasz Marcinek, już to stojąc na przodzie wózka, już brzęcząc obok niego, wyśpiéwywał na całe gardło dwuwiérsze góralskie. Co śpiéwał nie wiem, bo dotychczas doszedłem do téj perfekcyi, że tylko prozę dyalektu tatrzańskiego, i to przy niezbyt szybkiém mówieniu, rozumiem. Musiało to być jednak coś bardzo wesołego, gdyż górale pokładali się od śmiéchu.
Marcinek, zarówno jak Sabała, jest typem.[2] Kocha swoje konie więcéj od siebie. Sam jest bardzo szczupły, ale jego konie dobrze wyglądają, a jeszcze lepiéj ciągną. Niezmierną radość mu sprawia zapytanie: „Marcinku! dlaczego twoje konie są tłuste a ty sam chudy?“ Nic wtedy nie odpowiada, tylko
- ↑ W opisie wycieczki do Morskiego Oka wspomniałem mylnie, że według dr. Ch. nazwa téj wsi jest tatarskiego pochodzenia. Takie jest wprawdzie dość powszechne mniemanie, ale dr. Ch. przypuszcza, iż nazwa ta powstała z dwóch wyrazów polskich mur i sichły. Piérwszy w dyalekcie tatrzańskim oznacza pionowe skały, drugim mianują starzy górale (przynajmniéj od jednego słyszał dr. Ch.) ziemię gliniastą, „z wiérzchu czerwoną, spodem niebieską.“
- ↑ Błąd w druku; brak słowa lub kilku wyrazów.