Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/118

Ta strona została przepisana.

kilka silnych ciosów w głowę. Tego już mu było zanadto. Nabrał werwy, zerwał się i zaczął biedz na trzech nogach, trzymany za czwartą przez strzelca. Porwał z sobą upartego myśliwca, wlókł go dość daleko, wreszcie wyrwał się i znikł w skałach.
Od niebezpieczeństwa chroni kozicę głównie węch. Węsząc pod wiatr, odkrywa obecność człowieka z zadziwiającéj odległości. Gdy go poczuje, kozica natęża wszystkie zmysły, aby znaléźć miejsce w którém się wróg ukrywa. Oko i ucho spółzawodniczą z nosem w szpiegowaniu. Dopóki nie zobaczą zwietrzonego strzelca, dopóty okazują wielki niepokój, nie wiedząc z któréj strony niebezpieczeństwo zagraża, nie opuszczają miejsca i rzucają się jak szalone. Wydłużają szyję i oglądają się na wszystkie strony. Gdy wreszcie zobaczą człowieka, uspakajają się i obserwują go przez chwil kilka. Gdy się myśliwy nie porusza, i one stoją w miejscu, gdy zaś postąpi, kozice uciekają w przeciwnym kierunku, do niezbyt odległych schronień. Rzadko się zdarza, aby wystraszona i uciekająca kozica zabłąkała się, i wpadłszy na wązki skrawek skały nie mogła ani ruszyć daléj ani obrócić się, aby wyjść z pułapki. Jeśli się jéj to jednak przytrafi, to bynajmniéj nie czeka bezczynnie, zrezygnowana na śmierć od kuli. W okamgnieniu wymierza odległość do najbliższego wyskoku skały, wytęża wszystkie siły, skacze w przepaść i ginie na ostrych kamieniach. Tak się zwykle dzieje, gdy wskoczy na ograniczone przepaściami urwisko. Gdy zaś się znajdzie na wązkim gzémsie,