zwartszy im bliższą była woda, stanęliśmy wreszcie, podrapani trochę przez gałęzie, na brzegu jaru, na dnie którego woda się kłębiła.
Jest to potok jeden z najpiękniejszych, które widziałem w dolinach tatrzańskich. Należy do najszerszych, najgłębszych i najbystrzejszych. Przeczysta woda jego to płynie spokojnie na miejscach równiejszych i głębszych, to tworzy małe wodospady ogłuszające swym szumem, lub uderzając o skaliste zapory, przeskakuje przez nie, rozbijając się w białe wstęgi i krople.
Piękny, wspaniały — to prawda; lecz jak go przebyć? Brzegi daleko, pomiędzy głazami zawalającemi łożysko zbyt wielkie przerwy, przeskoczyć z jednego na drugi ani sposób. Szukamy lepszego miejsca. Jest most! zawołał ktoś. Był to drążek świérkowy, grubości dwóch cali, przyparty przez pęd wody do dwóch wystających kamieni.
— Skąpiemy się, rzekłem.
— Eh! przejdą!
Trudna rada. Postanowiliśmy przejść po nim.
A woda wrzała i kłębiła się jak w kotle. Ale nawet myśléć nie było można o utrzymaniu równowagi bez podpory; kije zaś nasze okazały się zbyt krótkiemi; wyszukaliśmy więc długą gałęź świerkową, którą wbijaliśmy pomiędzy kamienie na dnie wodospadu, zyskując tym sposobem trzeci punkt podpory. Wszyscyśmy przeszli bez przypadku na wielki głaz środek potoku zalegający, z którego już łatwiéj lecz niebez rozlicznych sztuczek, przedostaliśmy się na drugi
Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/24
Ta strona została przepisana.