Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/25

Ta strona została przepisana.

brzeg. Gdym stał na powyższym drążku, zostałem tak oszołomiony szumem i hukiem potoku, pędem wody porywającym wzrok ze sobą, żem o mało co nie dostał zawrotu głowy, choć ponad niebezpiecznemi przepaściami zachowuję się zupełnie zimno. Dziwne zjawisko: hałas zawsze mnie wyprowadza z równowagi, gdy przy wszelkich niebezpieczeństwach, którym hałas nie towarzyszy, zachowuję zawsze zupełną przytomność umysłu. Czy to jest zjawisko powszechne, czy téż do mnie tylko się stosuje?
Odetchnąłem swobodniéj, gdym się znalazł na miejscu więcéj otwartém, choć co prawda zupełną sprzeczność stanowiącém z wygodną drogą. Wkrótce jednak, nieco wyżéj, trzeba było znowu przejść przez potok. Przejście to nie było łatwiejszém od poprzedniego, ale potok już mię tak nie głuszył. Pewniejszą nogą wstąpiłem na drążek łączący dwie skały i właśnie z powodu téj pewności wpadłem w wodę aż po kolana. Tak zwykle bywa temu, kto lekceważy trudności mniejsze od przebytych. Nauka mokra ale dobra.
Nie było nawet czasu do wylania wody z butów. Musiałem śpieszyć za towarzyszami. Zresztą byłaby to próżna fatyga, bo niestety weszliśmy w las podobny do powyżéj opisanego, stanowiący zapewne dalszy jego ciąg, przedstawiający tę tylko miłą różnicę, że był jeszcze wilgotniejszy, gdyż co krok to źródło wytryskało. Znowu mroczna i ponura atmosfera oblała widnokrąg mojéj wyobraźni i oddała mnie na pastwę niewypowiedzianemu splinowi.