Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/40

Ta strona została przepisana.

— Już tam z Kołowego wypatrzyłem jakie skrawki. Prawda, Wojtku, że można!
Roj kiwnął głową potakująco; zawsze taką odpowiedź daje na twierdzące zdanie profesora, ale zdaje mi się, iż sądził, że nie można. Mogę trochę i swojemu znawstwu zaufać, a widziałem, że wejście jest albo wcale niemożliwém, albo téż wielce niebezpieczném w najbardziéj alpinistowskiém znaczeniu tego wyrazu.
Wiedząc że niebezpieczeństwo nie będzie argumentem przeciwko zamiarowi profesora, chciałem wynaléźć inną przeszkodę. Dopomógł mi Tatar, który przedstawił, że to zboczenie zajmie kilka godzin i z tego powodu ciemność może nas zaskoczyć nad przepaściami w okolicy nikomu nieznanéj. Nie będzie więc można ani rozbić namiotu, ani ugotować herbaty; bo może do wyższéj granicy kosodrzewiny nie zdołamy dotrzéć.
Bezwątpienia podyktowała te słowa Tatarowi troskliwość o naszą całość i wygodę; ważnym jednak motywem jego wystąpienia była wschodnia maksyma: „lepiéj stać niżli chodzić, lepiéj siedziéć niżli stać, lepiéj leżéć niżli siedziéć,“ któréj Tatar, będący zresztą dzielnym góralem, hołduje całą siłą przekonania, usposobienia i przyzwyczajenia.
Profesor zna dobrze tę słabą jego stronę; pomimo to zastanowił się. Rzeczywiście mieliśmy schodzić doliną z kilku tarasów złożoną, których stoków nikt nie znał. Żleb zaś, którym się dolina zaczynała wcale nie zapowiadał wygodnéj drogi.