niegdzie porosłéj trawą i kosodrzewiną. Nie chiałem wierzyć, żebyśmy po niéj zejść mogli. A jednak tak było. I pomimo to pełzałem po niéj prawie bez obawy, zupełnie zimno. Tylko wtedy, gdy nogi znalazły się w powietrzu i gdym się chwiał, stojąc na dłoniach Roja, doznałem silnéj emocyi. Gdybym jednak przebywał tę drogę po obejrzeniu skały z dołu, pewniebym nie był tak spokojny.
Przyszedłszy do stawku Zielonego, nad którym obóz rozkładano, dowiedziałem się, że profesor, który przecież wzdłuż i wszerz przebiegł Tatry, nigdy nie miał tak niebezpiecznéj przeprawy.
— Możesz pan sobie teraz drwić z Łomnic i Gierlachów — rzekł do mnie.
Górale przyznawali się jawnie, że drzeli na całém ciele, gdy się już na miejsce jako tako bezpieczne dostali.
Roj powiedział, że widząc, iż jedyna droga prowadzi przez ów daszek, chciał zaproponować... cofnięcie się. Ostateczność niemiła, któréjbyśmy się wszyscy wstydzili, gdybyśmy się dowiedzieli, że któs przebył to trudności. Wstyd więc i to, że nie zdążylibyśmy przed nocą na miejsce poprzedniego noclegu (gdyż już odeszliśmy odeń o 10 godzin drogi), wpłynęły na jego śmiałe postanowienie.
Biédak, wskutek silnego wzruszenia dostał gorączki i przypłacił swą gorliwość i wierność chorobą.
Tatar zapytany przezemnie, co sądzi o tym zamku, rzekł:
— Co tu prawić! Prawdziwy cud, żeśmy cało wyszli.
Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/48
Ta strona została przepisana.