Nie bawił jednak długo; po dwóch minutach wrócił i, powiedziawszy jakby od niechcenia „nie puszcza“, zaczął schodzić.
Osłupiałem ze zdziwienia i złości.
— Jakto! zawołałem oburzony, wiedziecie nas przez półgodziny w górę po tak uciążliwéj drodze, nie wiedząc czy puszcza!
— Bo mi się widziało, że jest droga do żlebu.
— Jak się komu widzi, to powinien pójść sam i przekonać się.
Tatar zamilkł.
— Ah! oni zawsze lubią tak drogę skracać, rzekł profesor.
Ale nacóż się zdało sarkanie! Straciliśmy pracę i czas, i rzecz skończona. Polityka każe się zgadzać z fait accompli. Zamilkliśmy, ale to mi wcale nie przeszkodziło, — podobnie jak tym państwom, które muszą akceptować fait accompli — być wcale w niedobrym humorze.
Zszedłszy na dół, musieliśmy się posunąć niżéj w dolinę. Na szczęście wkrótce spostrzegliśmy zbocze równe, nie bardzo spadziste. Nieprzyjemnych jednak na niém doznawaliśmy niespodzianek. Co chwila zdawało się że już jesteśmy na grzbiecie, na przełęczy, a tymczasem doszedłszy do miejsca uważanego za przełęcz przekonywaliśmy się, iż najwyższy punkt odnogi nie jest w tém miejscu, ale cokolwiek daléj. Doszedłszy znów tam, spostrzegaliśmy, że znowu byliśmy w błędzie, tak że nareszcie zupełnie niespodzianie wyszliśmy na przełęcz. Jestto
Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/52
Ta strona została przepisana.