sposób wcale niepoetyczny, nie trzeba się uganiać po nad przepaściami jak na kozice, ale pomimo to przedstawia i on niejakie niebezpieczeństwo. Przedewszystkiém ze strony ludzi. Świstaki mieszkają głównie na stronie węgierskiéj i tam się zakopianin musiał udawać, a więc wchodził na cudzy grunt, gdzie go nieraz za marnego świstaka kulą sprzątano. Taki już tam zwyczaj. Oprócz tego samo wygrzebywanie bywa niekiedy niebezpieczném. Tak np. czytamy w dziełku dr. Nowickiego „O świstakach“ na str. 54 „Jan Krzeptowski nie mógł w Rohaczu (zapewne w Rohaczach) dobrać się z jednéj strony do leżyska. Wysuwa się tedy zpod płyty kamiennéj, by kopać z innéj strony; lecz zaledwie stanął na nogach, skała w téjże chwili cała osiadła, pogrzebując na wieki jego torbę, zamiast niego samego. Nie ostudził i ten wypadek jego rozchciwienia: świstaki padły ofiarą! Wala i Jatur, wybrawszy się za pogody na świstaki, zaskoczeni zostali w halach śniegawicą. Zasypane śniegiem Tatry uniemożebniają im powrót do domu, bo za każdym krokiem grożą przepaści złamaniem karku. Zawierucha nie ustaje, skromny zasób żywności, na trzy dni obrachowany, spotrzebowany, głód dzień po dniu okropniéj dokucza, więcéj jeszcze zimno, bo nie można rozpalić ognia, by rozgrzać kostniejące ciało. Dopiéro jedenastego dnia wraca do domu z towarzyszem Wala[1],
- ↑ Ostatnią dwumilową część drogi przebyli na czworakach, gdyż z powodu braku sił już się na nogach utrzymać nie mogli.