Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/71

Ta strona została przepisana.

nie zrzucić, i wreszcie zatrzymujemy się przed wązkim gzémsem, do pionowéj prawie skały przylepionym, wiszącym nad przepaścią. Gzéms ten stanowił galeryjkę tak równą i płaską, tak wygodną do chodzenia, tak nęcącą ku sobie, żem sądził, iż nie jest ona przypadkowém dziełem natury, lecz została wykrzesana przez ludzi dla ułatwienia drogi na szczyt. Tymczasem górale zatrzymali się, założyli ręce i zaczęli się namyślać „kandy iść“.
— A bójcież się Boga, rzekłem, wszakże tu tak dobra droga!
— O nie, nie tam! — I Roj, który nas prowadził, udał się w stronę wprost przeciwną, na niewygodne, mało pewne skrawki ściany.
Gdyby się znalazł jaki junak, któryby sam bez przewodnika chciał pójść na Łomnicę, lub wybrał sobie niedoświadczonego przewodnika, co także często się zdarza, to bezwątpienia zaszedłby na ową galeryjkę, podobną do ganku drewnianego w podwórzach starych domów (naturalnie bez baryery), i ztamtąd dopiero szukałby dalszéj drogi. Wtedy bezwątpienia spotkałby go los taki, jak kilku studentów węgierskich przed dziesięcioma laty. Szli oni z pijanym przewodnikiem spiskim, który nie wiele dbał o to gdzie i jak idą osoby, którym winien był opiekę i przewodnictwo. Weszli téż oni na ów ganek. Idą nim, z początku dobrze, lecz późniéj coraz ciaśniéj, coraz gorzéj. Wreszcie ganek zamienił się na skrawek, który się nagle skończył. Pod nim był kawałek płaskiéj skały. Zda-