bardzo rozszérzyłem swe wiadomości o topografii Tatr, jednakże widziałem dość dużo i doznałem wrażenia tém silniejszego, że krótko trwałego; bo mglista kurtyna tylko się na chwilę uniosła i zakryła natychmiast dziką i wspaniałą epopeę natury.
Dokonałem więc swego. Nie doznałem zawodu. A gdybym nawet nic nie widział z Łomnicy? I wtedy nie uważałby swych trudów za stracone. Powiedziałbym sobie: byłem na kolosie Polski. Dzieciństwo — powiécie — cóż z tego? Tak, to dzieciństwo, ale dzieciństwo takie samo, jak radość z osiągnięcia wieńca z liści na igrzyskach oklasków tłumu. Tak, to dzieciństwo, ale ja tych dzieciństw nie myślę sobie z duszy wypraszać, nie chcę ich sobie z głowy wyfilozofować, bo byłbym wtedy podobny do martwéj liczby, do tego świata głazów, który depczę, a który tak jest pozbawiony dzieciństw, że tylko poważne i ponure myśli wzbudza i jak nielitościwe memento mori wszelką woń kwiatu życia odgania.
Nie sam jeden jestem dziecinny. Takie dzieciństwa wielu popełnia.
Dziecinnym był ksiądz Stanisław Staszic, który zamiast spokojnie siedziéć sobie w domu, spać na miękkiém łóżku i smaczne kąski maślaczem tokajskim zapijać, włóczył się jakby jaki bajronista po górach, wdrapał się d. 21 sierpnia 1805 roku z barometrem i innemi narzędziami na Łomnicę i dla zrobienia doświadczeń magnetycznych pozostał przez noc na szczycie! Szaleniec! Ah! jabym już nie był
Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/81
Ta strona została przepisana.