zdolnym do takiego dzieciństwa. Jestem dopiéro godzinę a już drżę na całém ciele pomimo serdeka i pledu, a ten ksiądz milionowy spal na kamieniach przy sześciu tylko stopniach ciepła. I po co? Żeby oznaczyć wysokość barometru, odchylenie igły magnetycznéj, żeby zabrać trochę powietrza dla rozbioru chemicznego i rzucić wzrokiem na góry i płaszczyzny okalające! Szalony ksiądz! Inny, gdyby mu podobne dzieciństwo wpadło do głowy, to posłałby jakiego chudopacholskiego uczonego świeckiego, który niechby się tam za kilkatysięcy złotych drapał po urwiskach nad przepaściami!
Albo ten Tyndall włóczący się po Alpach! Czy nie mógłby lepiéj jechać do Hamburga, Baden-Baden lub Monaco, albo téż do Paryża, i przepędzać tam czas jak pan Bóg we Francyi pomiędzy wonnymi i grzecznymi panami i szczebioczącemi a szeleszczącemi jedwabiem paniami? Po co chodzi do zagładą ziejących dolin, po co się pnie na karkołomne urwiska, po co drżąc od zimna sypia pod skałami? To wszystko dzieciństwo.
Ja nie chodzę po Tatrach dla robienia pomiarów, obserwacyj barometrycznych i magnetycznych, zbiérania okazów petrograficznych lub należących do fauny i flory tatrzańskiéj, — co jużby w umyśle nie jednych dało zupełną absolucyą — ja chodzę jedynie tylko dla najdziecinniejszego z dziecinnych powodów, — dlatego, że mi to robi przyjemność. Ja lubię koczować śród nieznanych dekoracyj, dać się przytłaczać nawałowi wrażeń, służyć za pastwę wichrowi
Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/82
Ta strona została przepisana.