trzepoczącemu połami méj odzieży jak chorągiewką, bujać się na kosodrzewinie, być spragnionym mléka i chleba, grzać się przy czerwoném ognisku i zawisać na skrawku lub na pęczku trawy nad przepaścią.
Jak przyjemnie jest módz powiedziéć komuś strasznemu — ja się ciebie nie boję — i dowieść mu tego. Dlatego lubię przepaści. Przytém pragnąłem je dawno poznać dla porównania. Gdym się wyrwał z powijaków szkolnictwa i samodzielnie myśléć zacząłem, nieraz mój umysł zapuszczał się w ciemne bezdnie zagadek świata i życia, i nieraz błądziłem ponad otchłaniami uczuć. Czy przepaści gór są także tak bezmierne? Chciałem je poznać. Otóż stoję nad niemi. Jakże są płytkie, drobne, bezpieczne i słabe w porównaniu z tamtemi!
Lubię i dlatego wdzierać się na wyniosłe i przepadziste szczyty, że niekażdy na nie wedrzéć się może. Dogadza to mojéj miłości własnéj: ja bowiem posiadam miłość własną, choć jéj inni ludzie, np. krytycy, nie posiadają. I nie dlatego zadowolnioną jest moja miłość własna, że byłem tam gdzie inni nie byli, ale dlatego że należę do grona tych nielicznych co byli.
Większość ludzi nie ma téj miłości własnéj, nie pojmuje jéj i u innych nie uznaje. Nie lubi także, aby wyjątki wdzierały się na miejsca niedostępne, bo to jest przeciwne niwelacyi. Drwi sobie po cichu z tego kto wieniec pierwszeństwa osiągnął na igrzyskach, z tego kto cieśninę kaletańską przepłynął i kto
Strona:Bronisław Rajchman - Wycieczka na Łomnicę.djvu/83
Ta strona została przepisana.