Spojrzałem na zegarek i rzekłem do profesora.
— W pół do trzeciéj.
W tym jednym wyrazie mieściło się całe zdanie. Powiedziałem niém: jest już późno, do Jaworzyny mamy 6—7 godzin dobrego biegu po drodze przepaścistéj lub przynajmniéj usianéj kamieniami, przeplatanéj korzeniami i przerywanéj potokami wzburzonemi. Co to będzie, jeśli dopiéro za godzinę lub za dwie przewodnicy znajdą drogę? A przy mgle może jeszcze wcześniéj się ściemni....
Profesor spojrzał na swój zegarek i powiedział tylko, z wyrazem oczu, w którym się także myśli powyższe mieściły:
— Tak, w pół do trzeciéj.
Myśl moja daléj snuła ów wątek.
Dobrze, jeśli znajdą drogę choćby za dwie godziny. Zbiegniemy przed nocą w dolinę Jaworzyńską i może dotrzemy do Gałajdówki, a w najgorszym razie przenocujemy pod gołem niebem, w lesie. Wprawdzie to las bagnisty i tyle ma potoków co drzew, ale zawsze lepiéj spać niż na śniegu, bo przynajmniéj będzie czem ogień rozpalić (Musiałem przerwać mój niemy monolog, aby tupaniem i rozcieraniem rąk rozgrzać skostniałe członki)... Przytém w dolinie mają czekać górale z namiotem... Ale może przewodnicy wcale drogi nie znajdą?... Żadnych skał nie widać, — jakże się tu więc oryentować? Możnaby w takim razie powrócić do Szmeksu lub do opuszczonéj koléby, ale czy duma pozwoli góralom dość wcześnie zrezygnować z szukania i dać hasło do odwrotu? A może znajdą przejście na północną stronę, i dopiéro po kilkogodzinnéj wędrówce przekonamy się, że jesteśmy odcięci od doliny przepaścią!.. Cóż poczniemy w takim razie? Powrót przed nocą będzie niemożliwy. A nocować na śniegu w przemokłéj odzieży — to...
Dał się słyszeć słaby głos.
— Ho! ho ho! zawołali razem górale. Znowu doszło uszu naszych wołanie z dołu.
— Sieczka idzie, rzekli górale.
Błysnęła nam nadzieja. Sieczka — to najstarszy i najlepszy przewodnik. Widocznie tędy droga, kiedy tu się zwrócił od Pięciu-Stawów. On nas ztąd wyprowadzi.
Zanim do nas doszedł, zawiadomił go już któryś z górali o naszém położeniu.
— Czy wiecie, zapytał go profesor, jak ztąd wyjść?
— Nie wiem.
Rozczarowanie.
Nie podobna było dłużéj pozostać w miejscu. Zmarzlibyśmy. Poszliśmy więc w kierunku długości śnieżnéj doliny ku górze. Utru-
Strona:Bronisław Rejchman - Wśród białéj nocy.djvu/11
Ta strona została przepisana.