wśród trójkąta miał stać jakiś budynek a pod nim loch podziemny, do którego jest nawet przywiązana czarodziejska legenda. Fantazya ludu osadziła tam zaklętą królewnę, która codzień wychodziła z zamku i prosiła przechodzących, aby ją zanieśli do kościoła i tym sposobem skrócili jéj katusze. Długo nikt nie chciał się zgodzić, aż nareszcie ulitował się nad tą nieszczęśliwą pięknością jakiś włościanin. „Nieś mnie śmiało — rzekła — poczciwy człowieku, i nie oglądaj się na nic, choćby największe strachy przed tobą występowały; szczególniéj nie oglądaj się po za siebie; jeśli mnie doniesiesz i ty i ja będziemy uszczęśliwieni.“ Włościanin wziął ją na ramiona i szedł odważnie, choć wyłaniały się z pod ziemi i zawalały drogę węże i smoki, — lecz będąc o kilka kroków przed wejściem do świątyni zapomniał się i obejrzał z powodu jakiegoś nagłego krzyku. W téj chwili księżniczka zawołała „jestem zgubiona, zgubiona na wieki“ — i znikła. Widzieli ją jeszcze ojcowie opowiadającego, od których się właśnie o tych dziwach dowiedział.
Zauważyliśmy, że zarówno w niektórych miejscach wału jak i na całéj ścieżce wiodącéj ku miastu słychać dudnienie. Ksiądz kanonik objaśnił nas, iż istnieje podanie o przejściu podziemném łączącém zamek z kościołem, jeden powód więcéj do zbadania przyczyny dudnienia. Kto wie czyby i naturalista i historyk nie znaleźli tam plonu niespodziewanego.
Nazajutrz zrana zwiedziliśmy starożytną świątynię prowadzeni przez uprzejmego księdza kanonika. Nie będę opisywał szczegółów analogicznych z napotykanemi w każdym mniéj więcéj starożytnym kościele. Ale muszę wspomniéć o dwóch epizodach z ostatecznych krańców jéj historyi, o podaniu z czasu budowy i wypadku, który się roku bieżącego wydarzył.
Po lewéj stronie kościoła jest wyrzeźbiona figura powieszonego człowieka. Rzeźba taka na ścianach kościoła, musi uderzyć każdego. Według opowiadania kanonika wisielec ten ma wyobrażać architekta cudzoziemca, sprowadzonego przez króla dla budowy kościoła. Z powodu jakiegoś małego błędu, król, obyczajem wieku, skazał go na powieszenie. Dworzanie jednak, przekonani, iż wyrok jest za surowym, namówili architekta, aby wykuł wiszącą figurę swoję i tym sposobem ułagodził gniew króla; król gdy mu pokazano tę rzeźbę tragikomiczną, roześmiał się i rzekł: „Ano, kiedy sam sobie sprawiedliwość wymierzył, więc kat nie ma koło niego co robić!“ Życie architekta zostało uratowane, a postać jego wisi dotąd, napróżno domagając się pędzla malarza i pióra powieścio-lub komedyopisarza, którzyby ten wdzięczny temat wyzyskali.
Strona:Bronisław Rejchman - Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego.djvu/22
Ta strona została przepisana.