płuczki, gdzie dwa prądy wody, pionowy i poziomy, oddzielają galman od resztek dolomitu. Ludzie tylko przywożą, wywożą i wygarniają. Ruch i hałas w tym zakładzie jest nie do opisania. Wyszedłem z niego prawie ogłuszony.
Galman otrzymany z kopalni Kramsty i rządowéj idzie do Dąbrowy, o trzynaście wiorst odległéj od Bolesławia. Tam są huty, w których się z niego cynk otrzymuje. Dlaczego tak daleko huty urządzono? zapyta się czytelnik. Dlatego, że w Dąbrowie jest węgiel, a przywóz węgla do Bolesławia więcéj-by kosztował niż przewóz galmanu do Dąbrowy, gdyż ilość potrzebnego do téj operacyi węgla jest większą od ilości rudy cynkowéj.
Obejrzawszy jeszcze koniec sztolni oraz wielki odpływowy kanał kopalni Kramsty i rządowéj, gruntownie wykonany na wspólny koszt obu właścicieli, przez naczelnika kopalń olkuskich, wyruszyłem do Sławkowa, dawnéj stolicy biskupiéj. Pędząc tam życie wśród najprzyjemniejszego towarzystwa, napawałem się przez trzy dni pięknemi widokami okolicy. Pewnego razu w czasie przechadzki po krańcach miasteczka, znalazłem dom, w którym się urodził mój zacny profesor ś. p. Jan Baranowski, tłómacz Kopernika. Dotychczas stoi jeszcze i jest w ruchu młyn, gdzie ojciec jego mełł żyto i pszenicę na wychowanie astronoma i biskupa. Stojąc na wzgórzu obok tych zabudowań, zrozumiałem prostą i zacną naturę mego dawnego profesora; od swego ojca przejął prostotę, skromność i pracowitość, a z tych wzgórz spoglądał na ziemię i niebo. Jakże jego życie było podobne do warunków otaczających! Ciche, spokojne, sielankowe, owiane tą atmosferą uczciwości i dążności do cnoty i poświęcenia, która jest najpiękniejszą tradycyjną nitką, przewijającą się przez nasze dzieje, mgławicą, która powinna być podstawą przyszłego świata... On nie był geniuszem, on nie był wielkim uczonym, ale był sumiennym astronomem i nauczycielem, był poświęcającym się członkiem społeczeństwa, który wpośród ogólnéj obojętności ofiarował swą pracę i znaczną część nakładu, na przekład i wydanie dzieła największego naszego uczonego, jednego z największych geniuszów świata. I nigdy o téj swéj zasłudze nie wspominał i nigdy nie sarkał na to, że gdy mniéj uczeni i zasłużeni za pomocą blagi zbierają laury, jego, zasłużonego uczonego trzymają w cieniu. On był na to za dobry, za skromny. Dość mu było, że wydał Kopernika, że czynił obserwacye, że wychował kilka pokoleń młodzieży. Cześć twéj pamięci, sumienny pracowniku na polu nauki, cześć zacny obywatelu!
Gdyby nasza dobroczynna i entuzyastyczna w kierunku wynagradzania zasług publika, miała mniéj wyczerpane na podobne cele kieszenie, gdyby ta jéj część wysoka, która ma pełne worki, była
Strona:Bronisław Rejchman - Wrażenia z podróży po południowych okolicach Królestwa Polskiego.djvu/37
Ta strona została przepisana.