się mu oddawaliśmy, więc oszczędzę czytelnikom jego opisu i zajmę się przedstawieniem osób, należących do naszéj wyprawy, o których jeszcze dotąd nie wspomniałem.
Każdy turysta tatrzański wychodzi, zwykle na wycieczkę z jednym, a rzadko z dwoma przewodnikami. Pan Chałubiński zaś potrzebuje ich dla siebie i dla syna najmniéj dziesięciu, i to nie dlatego, żeby nosił z sobą tyle pakunków, bo ostatecznie, udźwignęłoby je czterech lub pięciu górali, — licząc już w to dwóch ludzi do noszenia namiotu płóciennego, ale po prostu dlatego, że doktór lubi miéć w swym orszaku wszelkich specyalistów, jakich tylko można znaléść w Zakopaném. Ludzie należący do jego wycieczek stanowią niejako mały światek przenośny, któryby nawet na bezludnéj wyspie mógł sobie żyć dość wygodnie przy doskonałym podziale pracy.
Opiszę pokrótce każdego z nich. Z wielu należy się pierwszeństwo staremu Sabale, o którym już wspomniałem. Jestto starzec około 70-letni, trochę niedowidzący, a pomimo to doskonale wspinający się po skałach. Niegdyś był zawołanym strzelcem na kozice (Antilope rupicapra), dziś, nie mogąc strzelać i uganiać się za zwierzyną, umila sobie i kolegom życie muzyką.
Szymon Tatar, człowiek 50—60 letni, rzeźki, silny, młodzieńczy brunet o twarzy oryentalnéj, jest specyalnym przewodnikiem, najdoświadczeńszym ze wszystkich należących do orszaku. Nie leni się do roboty, ale gdy wróci do domu, to śpi 2 lub trzy dni z rzędu, nawet posiłku nie chcąc przyjmować.
Wojciech Roj (czy téż Ràj) należy, podobnie jak wszyscy pozostali, do młodszéj generacyi: Na przewodnika wykierował go dr. Chałubiński, zauważywszy w nim wielki spryt i oględność. Jest on nadzwyczaj troskliwy o turystów, którym towarzyszy, i z tego powodu zyskał powszechną dla siebie sympatyą. Specyalnością jego jest kuchnia.
Drugim kucharzem jest Wojciech Ślimak, brunet bardzo przystojny (warszawianki mówiły to głośno w Zakopaném), sympatyczny, z łagodną melancholią rozlaną na twarzy. Jest on przytém cerulikiem, który umié wybornie golić, stawiać bańki itd.
Roj i Ślimak należą także do pierwszorzędnych przewodników.
Szczepan Roj i Wojtek Giewont są specyalistami od noszenia i rozbijania namiotu. Ponieważ drążki namiotu stérczą, gdy są nim obładowani, z obu stron ich grzbietu, więc nazwano ich „skrzydlatymi.“ Nadto obydwaj umieją buty naprawiać, a ostatni jest drugim skrzypkiem towarzystwa i stałym akompaniatorem Sabały.
Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/15
Ta strona została przepisana.