Byłem bardzo zmęczony.
Po krótkim odpoczynku, widząc że niezadługo ściemniać się zacznie postanowiłem iść daléj, ale wstawszy poczułem, że mnie zupełnie siły opuściły.
Szliśmy już z 5 godzin bez odpoczynku.
Cel już był niedaleko.
— Przecięż tyle jeszcze ujdę, rzekłem sobie w duchu, i poszedłem naprzód. Lecz zaledwie kilkadziesiąt kroków ku górze zrobiłem, a już słaniać się począłem.
Jestem zawsze przygotowany na wszelkie ewentualności. Tembardziéj w górach.
Nie doznałem więc strachu, lecz po prostu nieprzyjemności.
Obawiałem się zemdlenia, a więc narażenia towarzystwa na fatygę i zły humor. P. W. bowiem i góral towarzyszący mu, którzy poniżéj mnie byli, musieliby się mną zająć.
Lecz po chwili nabrałem przekonania, że nie zemdleję. Czułem, że wola moja silnie trzyma cały organizm.
— Wyczerpał się tylko, pomyślałem, zapas sił, tak jak para z kotła lokomotywy. Lokomotywa zatrzymuje się, lecz może pójść daléj, gdy się węgla doda.
— A więc dodajmy węgla, błysnęła mi myśl, w któréj nie było nic dziwnego, albowiem często fizyologowie przyrównywają organizm człowieka do machiny parowéj.
Węgiel miałem przy sobie w postaci płynnéj — araku. Zwilżyłem sobie usta kilku kroplami.
Chciałem pochłonąć więcéj materyału palnego, ale nie mogłem tego uczynić, nie będąc przyzwyczajony do tak mocnego trunku; woda zaś była daleko.
Lecz i ta mała ilość wystarczyła. Wlała we mnie nowe siły. Regeneracya była zupełną. Spróbowałem pójść naprzód, szedłem tak, jak gdybym dopiéro zaczął wdrapywać się na górę.
Wątpić należało, aby tak mała ilość araku działała w tym razie tak samo, jak węgiel w machinie. Widocznie tylko nerwom potrzeba było bodźca: w mięśniach był jeszcze zapas sił.
Widząc, że p. W. już jest niedaleko zatrzymałem się, aby pójść razem. Postanowiłem nie opowiadać mu swego przypadku; wstydziłem się méj słabości. Gdy się przybliżył, ruszyłem daléj.
— Ależ pan chodzisz znakomicie! rzekł do mnie p. W. — ja zaś ledwie co nie ustanę. Odpoczywałem tam niżéj, lecz wcale mi to sił nie przywróciło.
Uśmiechnąłem się. Więc nie tyle mój organizm był winien, ile droga, pomyślałem.
Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/18
Ta strona została przepisana.