Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/19

Ta strona została przepisana.

— Muszę znowu usiąść, rzekł p. W.
— Napij się pan tylko kilka kropel araku, rzekłem, a siły z pewnością powrócą. Jestto zapewne tylko nerwowe osłabienie, dodałem nauczony doświadczeniem, potrzeba więc dać nerwom bodźca.
P. W. nachylił do ust manierkę... z śliwowicą.
Nikczemy trunek, rzekł, ale jednak alkohol.
Po chwili ruszyliśmy z miejsca, za pół godziny może, byliśmy na tarasie górskim, okolonym amfiteatralnie nagiemi szczytami, na którym jezioro Czeskie rozlewa swe czarne wody.
Trzeba było obejść bokiem stawu, aby się dostać do miejsca, gdzie była reszta towarzystwa.
Siedzieli oni na urwisku, z którego było widać wodospad z góry.
Kładliśmy się po kolei na piersiach w miejscu skąd widok był najlepszy. Nachyliwszy głowę ku przepaści, gdyż występ skały zasłaniał wodospad, widzieliśmy w wielkim formacie ów srébrzysty słup wody, który się rozpryskiwał na drobne kropelki, a który z dołu niewielką wstęgą się wydawał.
Patrzyłbym tak bardzo długo, gdyby można było dłużéj utrzymać głowę w téj nienaturalnéj pozycyi. Piękność rywalizowała z potęgą, aby nęcić ku sobie wzrok wędrowca. Zresztą zmrok zaczął zapadać i profesor dał znak do ruszenia z miejsca.
Trzeba było obrać dogodne miejsce do rozłożenia obozu.
Szliśmy jeszcze z kwadrans po tarasie, usianym wielkiemi zwałami skał, pomiędzy któremi rosła trawa i kosodrzewina. Szczekanie dużych białych psów dowodziło, że taras ten nie jest bezludnym. Jakoż wkrótce przybiegli pastuchy, którzy zapał psów ochłodzili i ujrzeliśmy centrum téj czasowéj kolonii pasterskiéj, ognisko pod skałą, która jednym swym, ściętym ukośnie bokiem, jakby dach nad niém tworzyła.
Była to koléba, schronienie bacy i starszego juchasa[1].

Obaj oni dokładali kosodrzewiny do ledwo tlejącego się ognia. Zabiérali się do snu. Z dwóch stron ogniska, pod poczerniałym od dymu dachem kamiennym było dość miejsca dla obydwóch. Ogień pali się przez całą noc, skała od wiatru zasłania, więc śpią na gołéj ziemi, lepiéj jak wielcy mocarze świata. Niebardzo widać boją się

  1. Kolébą, nazywają górale szałas drewniany, skąd znaczenie jego rozciągnięte zostało na namiot, dach skalisty itd. Baca jest przedsiębiorcą karmienia i dojenia owiec przez lato. Juchas znaczy pasterz.