Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/24

Ta strona została przepisana.

miejsca na tany. Tańczy się więc z wielką oszczędnością miejsca, prawie na jednym punkcie. Jest to coś nadzwyczaj monotonnego, pierwotnego, na co jednak godzinami patrzéć można, gdy się jest w górach, przy ognisku.
Gra Sabały zwabiła juchasów z owéj szczerniałéj pod skałą koléby.
Z początku stali zdaleka, niedość śmiali, aby się zbliżyć do ogniska, a témbardziéj rozpocząć tany, choć się im oczy do tańca śmiały. Byli to młodzi juchasi.
— Potańcz że który! zawołał jeden z przewodników.
Dwóch czy trzech chłopców rzuciło się na równiejsze miejsce przed ogniskiem i zajęło miejsce zmęczonego tancerza, lecz ponieważ niedość wprawnie tańczyli, powiedziano im, że mogą się niefatygować.
Staliśmy się wybrednymi — nie każdy tancerz mógł nas zadowolnić.
Pogrążyłem się w zadumie filozoficznéj, usiłując sobie wytłómaczyć, dla czego to wszystko, czego w téj chwili doświadczam, ma dla mnie czar niesłychany, dla czego zostałem pochłonięty przez dzikość i nie mogę zachować tego ja odrębnego, jakąś przepaścią otoczonego, wyodrębnionego, które czuję na każdym kroku wtedy, kiedy jestem w towarzystwie nie tych osób, z któremi tak się zrosłem, że prawie całość z niemi stanowię. Przebiegłem w myśli długie wieki, które dzielą człowieka cywilizowanego od piérwotnego i zadałem sobie pytanie, jak można było taki skok wstecz uczynić w jednéj niemal chwili? Czém się różnię od tych górali? Kamień pod głową nie dokucza mi, ognisko sprawia mi roskosz, muzyka i taniec w pierwotnéj postaci są dla mnie pełne poezyi, rzucam się na najprostsze pokarmy, jak dziécię na łakotki... Czém się więc różnię od owych prostych, niemal dzikich ludzi, i dla czego taki urok widzę w ich życiu?
Odezwanie się prastarego nałogu, — dziedziczność! — taką sobie dałem odpowiedź.
Bez wątpienia okrés dzikiego życia ludzkości był bez porównania dłuższy od okresu kultury, zaczynającego się choćby od téj chwili, kiedy człowiek osiadł i ziemię zaczął uprawiać. We krwi więc naszéj dłużéj mieszkał popęd do życia dzikiego niż do cywilizowanego, a powiédzmy prawdę filistrowskiego, bo je filisterya grubo obwinęła w swoje szlafmyce i pierzyny. Powiedziałbym, że niejako w nerwach naszych śpi nieświadoma pamięć owych piérwotnych czasów, która się budzi wtedy, gdy wstąpimy w warunki życia piérwotnych ludzi. Wpadamy wtedy w zadumę, zdaje się nam