— Pocóż mamy wracać na Wagę, kiedy można iść bliższą drogą. Nieprawdaż, panie Bronisławie?
— Naturalnie, rzekłem ucieszony, sądząc żem zyskał z godzinę drogi.
— Więc pójdziemy sobie ot tak przekątnią.
Gdyby to nie była pierwsza moja wycieczka z dr. Chałubińskim, to z pewnością zapytałbym się: — „A czy pan profesor, lub który z przewodników zna drogę według téj przekątni?“ W takim razie z pewnością usłyszałbym odpowiedź.
— Nie, ale pocóż mamy chodzić zwykłemi drogami, przecięż poradzimy sobie.
Jabym zaś na to odpowiedział.
— Zapewne, ale wolę pójść z moim przewodnikiem przez Wagę, choć to dłuższa droga....
Że zaś byłem niedoświadczony, więc bardzo się ucieszyłem, bo w prostocie ducha sądziłem, że po przekątni droga będzie krótszą i łatwiejszą.
Z początku szliśmy, po naturalnie niewygodnéj, ale bezpiecznéj drodze; wreszcie przychodzimy do miejsca takiego, że ani myśléć o zejściu.
— Szymek, Wojtek, zawołał profesor, którędy tu lepiéj obejść na prawo czy na lewo.
Szymek Tatar twierdził stanowczo, że trzeba się udać na lewo ku Wadze, przejść przez krawędź góry i dopiéro zejść na dół. Poszedł téż tam szukać drogi.
Kilku górali udało się na prawo. Ponieważ nie byli to pierwszorzędni przewodnicy, więc nie poszliśmy za nimi.
Wreszcie Roj, chcąc znaléść najkrótszą drogę, zboczył cokolwiek na lewo, nie dochodząc do owéj krawędzi góry, za którą poszedł Tatar.
Po kwadransie przyniesiono nam wiadomość od Tatara i Roja, że „puszcza.“
„Puszcza“ — znaczy: można zejść. Udaliśmy się za Rojem, gdyż kierunek, w którym poszedł, bardziéj był zbliżonym do przekątni idealnie nakreślonéj.
Droga była fatalna. Szliśmy po żlebie[1] zawalonym kamieniami kołyszącemi się, tak, że trzeba było całą uwagę skupić, aby
- ↑ Żleb jest to mniéj lub więcéj strome koryto na stoku góry, którém główna masa wód spływa i walą się oderwane od szczytów bryły. Żleby zwykle zawalone bywają w skutek tego piazgami, t. j. gruzem lub większemi kamieniami ruchomemi.