Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/45

Ta strona została przepisana.

Już jesteśmy na wygodnéj ścieżce, która po kilku minutach wyprowadza nas na brzeg wyniesiony, na którym się pali ognisko.
Przyjęto mnie oklaskami i herbatą. Oklask przyjąłem, bo do tego nie potrzeba natężenia muskułów, z herbaty zaś zrezygnowałem, bo trzebaby ją trzymać w ręce. Ja zaś w téj chwili tylko biernym być mogłem.
Położyłem się, chcąc użyć zupełnego odpoczynku, ale profesor nalegał abym się napił herbaty. Napiłem się więc, przemógłszy lenistwo, i natychmiast część sił odzyskałem.
Profesor powinszował mi tego zejścia wśród ciemności, utrzymując, że to jest chef d’oeuvre.
Rzeczywiście były to nie żarty. Nawet i teraz nie może mi się w głowie pomieścić, że w drugim dniu wycieczki, po nocy bezsennéj i po całodzienném zmęczeniu, przebyłem tę drogę w ciemności i przy szalonym prawdziwie pośpiechu, z całemi członkami i maleńkiemu tylko rankami na kolanach oraz starciami na rękach.
— Ale gdyby p. profesor wiedział, rzekłem, co się dzieje z memi nogami?
— Co, rana?
— Ech nie! drobne tylko skaleczenia; ale za to muskuły nóg są tak zbite, jakby je kto drągiem okładał. Zdrętwiały zupełnie.
— To pan abstrahuj od nóg, dodał profesor z uśmiechem.
Wcale mi się wtedy śmiać nie chciało, ale cóż było robić, rzekłem więc.
— Chętniebym poszedł za radą profesora, ale mnie już nogi uprzedziły i abstrahują odemnie, albowiem prawie nie czuję, że są moją własnością.
— Niecnoty! rzekł profesor, chcąc koniecznie myśl moję od nóg oderwać. Napijno się pan herbaty na pocieszenie po ich stracie.
Żartowałem i śmiałem się, ale gdym się zastanowił, że jeszcze pięćset stóp drogi wśród kamieni mamy do Rybiego, gdzie na nas czeka tratwa, że trzeba iść po głazach, po których chodzenie przy świetle wymaga uwagi, zacząłem się śmiać mniéj szczerze.
O téj drodze od Rybiego Jeziora do Morskiego Oka powiada pani Rautenstrauchowa co następuje:
„Jeśli kto chce powziąć o niéj wyobrażenie, niech sobie wystawi trzysta sześciopiętrowych kamieni, jeden na drugim postawionych, w których gdzie niegdzie opadły mur lub jakiś architektoniczny wyskok, zostawia sposobność postawienia połowy stopy, obok przekonania, że za jednym chybionym krokiem, można z samego wierzchołka koziołkiem w Morskiém Oku (Rybiem) się oprzéć.“