Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/47

Ta strona została przepisana.

Spojrzałem na profesora, wskazując na leżącego bez sił p. W. Profesor zrozumiał mnie i rzekł: Wiém, ale niepodobna...
Zaledwie to powiedział, a wicher, który i do téj chwili wiał gwałtownie tak się rozszalał, że trudno było utrzymać się na nogach. Rozwścieczony targał drzewa na stoku, spędził chmury, wzburzył wody i splątał wszystko w jeden dziki chaos. Dészcz zaczął padać gęsto i grubemi kroplami.
Obwinęliśmy się szybko w pledy i ruszyliśmy z miejsca ku Rybiemu. Ciemność nie dozwalała widziéć, gdzie się stawia nogę, dészcz uczynił ślizkiemi kamienie, a pledy krępowały ruchy. Bezpieczna ta więc i dość łatwa droga, którą przed dwoma laty przebywałem, stała się dla mnie trudniejszą od najgorszych urwisk. Nogi obute w kamasze z zaokrąglonemi od ostrych skał obcasami, ciągle się obślizgiwały i spadały często pomiędzy dwa kamienie, tak, że cudem tylko nogi nie wykręciłem. Próbowałem iść przy pomocy górala, ale było jeszcze gorzéj. Potykałem się co chwila.
— Ileż wrażeń, ileż wrażeń, odezwał się p. Ludwik. Właśnie téj burzy brakowało!
— Jeszcze teraz brak tylko zwichnięcia, lub złamania nogi, skręcenia karku, lub utonięcia w Rybiém jeziorze, a wspomnienia, szczególniéj w tym ostatnim razie będą zachwycające.
— Jakto? więc panu nie podoba się ten dziki obraz.
— Bardzo mi się będzie podobał w wspomnieniach, a teraz podobałby mi się, pod warunkiem, żebym widział, a przynajmniéj miał nogi zamiast jakichś bolących sztywnych drewien, obutych w wykrzywione kamasze.
Rzeczywiście nóg prawie nie czułem i obawiałem się, żebym któréj nie zwichnął; co chwila wpadałem w jakieś dziury. Wreszcie stanęliśmy nad Rybiem.
— Józek, Józek, Józek! rozległy się wołania z ust wszystkich.
Słychać było tylko szum wiatru i pluskanie fal.
— Józek!
Żadnéj odpowiedzi. Ani tratwy, ani Józka posłanego do pilnowania przewoźników, aby nie odjechali, nie było.
Ha! widać burza ich odegnała i powrócili ku szałasowi.
Pozostała nam więc smutna alternatywa obejścia pieszo brzegu Rybiego ku szałasowi. Droga jest dość równa, lecz usiana a raczéj zawalona kamieniami i gdzieniegdzie pniami. W dzień potrzeba na przejście jéj ze 3 kwadranse.
W nocy, w deszczu, z zdrętwiałemi nieledwie od wysileń nogami z obcasami wykrzywionemi, przeprawa przez nią jest zadaniem trudniejszém, niż wspinanie się po nad przepaściami.