Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/51

Ta strona została przepisana.

— Na czém będziemy spali? zapytałem dzierżawcy schroniska.
— Albo ja wiém?
— Jakto? czy już nie ma tapczanów?
— Sienników jest dwadzieścia, a już śpi na nich około czterdziestu gości. Nawet własną pościel paniom oddałem.
— To może jest siano, lub kosodrzewina?
— Już zabrane przez państwo z drugiéj strony pod strychem.
— To każ nam pan świeżej kosodrzewiny narąbać.
— Przecięż teraz mokra po deszczu.
— A, prawda.
— Panowie! rzekłem — z miną tragicznie nastrojoną — nie ma nawet kosodrzewiny, będziemy spać na gołych deskach.
— Wielka mi rzecz, odrzekł p. Chałubiński, ale za to dach mamy nad sobą.
— Prawda! ale co do pościeli to mamy tu jeszcze mniej niż gołą podłogę, bo listwy na szparach wcale się nie uginają pod ciałem.
— Zapewne, ale cóż na to poradzimy.
PP. Chałubińscy mieli ogromne bogactwo pościeli. Coś ze dwie derki, dwie kołdry, jednę ceratę, worki naładowane flaszkami i pudełkami oraz kilka par butów. Było więc czém zastąpić materace i poduszki. Ja podesłałem sobie derkę, wziąłem pod głowę palto, a nakryłem się pledem. P. W. zaś musiał na trochę mniéj wykwintném posłaniu poprzestać. Pod głowę podłożył sobie jakieś zawiniątko, zdaje mi się, że buty obwinięte w surdut, a pod nogi spodnie góralskie, starając się tak trzymać nogi, aby każda z nich leżała na jednéj z widlastych odnóg tego oryginalnego posłania. Naturalnie w nocy zepsuł się ten porządek i nogi leżały między posłaniem i obok posłania, lecz nie na niém.
Ale zmęczenie nie tylko jest przyprawą czarnéj polewki. Sypie ono mak na oczy śpiących. Ach co to był za sen! Tak roskosznego i głębokiego zatopienia się w sferę bezświadomości, jużem od lat kilkunastu nie doświadczał. Tylko dziecko tak śpi. Nie czułem ani listewek pod derką, które mi pozostawiły czerwone pręgi na ciele, ani wiatru, który z pod okapu podwiéwał. Wszyscy podobnie dobrze spali.