Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/62

Ta strona została przepisana.

Zaczęliśmy się śmiać frenetycznie. Spojrzenie na błoto ze stanowiska ciepłoty koloru, było ekstraktem humoru, tém bardziéj, żeśmy czuli, iż nogi bardzo nam ziębną po téj ciepłobarwnéj kąpieli.
Wszczęła się tedy rozmowa o kolorach ciepłych i zimnych, o tém czy zielony kolor bywa ciepłym, czy taki lub owaki zimnym i t. d., przyczém panowie W. i Chałubińscy rozwinęli wielką erudycyą w przedmiocie malarstwa, o co ich nigdy nie posądzałem, bo specyalności ich dalekie są od téj sfery. Słuchałbym téj rozmowy z przyjemnością, jeślibym nie czuł głodu tak strasznego jak gdybym trzy dni nie jadł. Przytém zziębłem od wilgotnego odzienia. Chcąc zwrócić uwagę towarzystwa na potrzebę postarania się o coś mogącego zobojętnić działanie owego ciepłego błota i głodu, przerwałem rozmowę pp. Chałubińskich i W., zastanawiających się w téj chwili nad jakąś ciepłą zielonością i rzekłem.
— Przepraszam panów! A czy kawa ze śmietanką jest ciepła.
Dwaj panowie zainterpelowani, odpowiedzieli na to śmiechem, przechodzącym wszelkie moje oczekiwanie, a p. Ch. domyśliwszy się co mi podyktowało ten koncept, wydobył resztkę „talarków,“ którą chował na ostateczny przypadek i ze względu na mój dobry apetyt, dał mi o jeden więcéj niż każdemu, mówiąc.
— To za pańską ciepłą kawę.
Ledwie żeśmy przestali się śmiać z kawy, wspomniał p. Ludwik, że w chwili, kiedy nasz wózek, przewracając się pochylił się o 45 stopni, stało się coś, czego... już nie pamiętam. Ścisłe obliczenie dokonane w krytycznéj chwili przechylania się, kiedy nam jezioro błota groziło, dowodziło tak wielkiéj przytomności umysłu i tak bystréj obserwacyi, że w dowód ich uznania śmieliśmy się znowu do rozpuku, aż do saméj karczmy w Poroninie, gdzie, nie bacząc na to, że za godzinę będziemy już w Zakopaném, postanowiliśmy oddać ciału naszemu co cielesnego. Tam uraczyliśmy się wódką, jajami, chlébem z masłem i mlékiem, próbując wszystkiego na przemian, a na deser dostaliśmy placka z pieprzem, który nam tak smakował, żeśmy aż postanowili zawieść kawałek „paniom“ do Zakopanego. Ale panie, jak zwykle panie, lubiące grymasić, nie poznały się na placku, któremuśmy jednogłośnie nadali nazwę „wyższego.“ (Co prawda, to i nam w Zakopaném nie smakował).
Przybyłem do Zakopanego opalony i odarty jak cygan, z nosem złuszczonym od wiatru, z nogami skostniałemi od zimna współdziałającego z wilgocią przez 5 godzin.
Sądziłem, że odleżę tę wycieczkę. Ale gdzież tam! W Tatrach po największém zmoknięciu następuje co najwyżéj tylko katar, któ-