Strona:Bronisław Rejchman - Wycieczka do Morskiego Oka przez przełęcz Mięguszowiecką.djvu/7

Ta strona została przepisana.

wyobraźnia zmęczona usypiała na chwilę, rozważałem czym zabrał wszystko potrzebne do podróży. Szło mi o to, aby z jednéj strony mieć to wszystko, czego może zajść potrzeba w drodze, a po drugie aby u towarzysza podróży zyskać opinią zdolnego turysty, o wszystkiém pamiętającego.
Zaledwie o 3-éj zasnąłem, a obudziłem się już o wpół do 5-téj.
Wkrótce nadszedł przewodnik, który zabrał wszystkie przedmioty przeznaczone do podróży w sakwy, naturalnie oprócz manierki, którą miałem na sobie, i ruszyliśmy ku mieszkaniu profesora.
Tam zastaliśmy już wszystko w ruchu. Profesor sprawdzał czy wszystko jest w porządku, a górale uwijali się, pakując na wózek potrzebne do wycieczki przedmioty.
Gdy pakowanie ukończono, odezwał się do mnie profesor.
— A czyś pan tylko wszystko zabrał co potrzeba? W górach nie żarty!
— Zdaje mi się, że wszystko.
— Ale czy tylko wszystko? Czy masz pan co ciepłego na nogi, aby w nocy nie zmarzły?
— Mam!
— A igły, nici, szpilki?
— Mam także.
— Świécę łojową?
— Naturalnie.
Ostatnia odpowiedź nie była dość ścisłą, co mi późniéj na dobre nie wyszło. Myśląc — naiwny! — że świéca jest od świécenia i że służy do oświetlania grot, mających się napotkać przy drodze, wziąłem świécę stearynową. Tymczasem, przekonałem się wkrótce smutném doświadczeniem, że świéca jest to lux a non lucendo i tak samo nie służy turystom do świécenia, jak dyplomatom mowa do wyrażenia swych myśli.
Profesor wyegzaminowawszy mnie rzekł z uśmiechem ukontentowania.
— Pan masz dalibóg talent na turystę. Nowicyusze nie bywają tak przezorni.
— Wątpię tylko, rzekłem, czy moje siły usprawiedliwią ten talent.
— I ja przecięż nie jestem Herkulesem.
Podczas téj rozmowy nadszedł p. W. czwarty towarzysz wycieczki, w wyprawie téj bowiem mieli wziąć udział, oprócz profesora Chałubińskiego, syn jego p. Ludwik, daléj p. W. oraz ja.