niona była czerwona — oznaczałoby to zwycięstwo. Clarke zrozumiał, z jakiem naprężeniem musi na te deski spoglądać szalony kraj, który uzbroił przeciwko sobie wszystkie akcyjne towarzystwa globu ziemskiego. Czuł się podnieconym poczuciem hazardu gigantycznego wyścigu. Miał ochotę zatrzymać dorożkę, by przejrzeć dzisiejszy kurs akcyj, woźnica jednak smagnął batem konia i minął skwer.
Naprzeciw, wzdłuż bulwaru, miarowo odbijając kroki, szedł oddział czerwonogwardzistów bez karabinów w jasnozielonych czapkach. Czerwonogwardziści śpiewali żwawą piosenkę z powtarzającym się refrenem.
Woźnica, siedzący niezmącony na koźle, odwrócił się nagle, wskazał batem na żołnierzy i powiedział Clarkowi w języku międzynarodowym:
— Gepeu!
Clarke z ciekawością spojrzał zukosa na maszerujący obok niego oddział.
W odległości jednego kroku szli czwórkami młodzi niebieskoocy chłopcy w zielonych czapkach, podobni zdaleka do maszerującego trawnika. Śpiewali zgodnie i gorliwie. Oddział przypominał poniekąd drużynę sportową, wracającą z udanego matchu.
Clarke odwrócił się, aby raz jeszcze spojrzeć jak będzie przechodzić oddział pod czerwonym łukiem. Pod wpływem przebiegającego mrozem po ciele międzynarodowego słowa „Gepeu“, pod wpływem wiosennego trawnika czapek i żwawej wojskowej piosenki, zrobiło mu się niezwykle wesoło.
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/010
Ta strona została uwierzytelniona.