pracy. Jest pan doskonałym opowiadaczem i urodzonym agitatorem. Jest to niesprawiedliwe, by miał pan całe życie spędzać w powietrzu, gdzie jest pan skazany na przymusowe milczenie.
Lotnik stał się naraz poważny:
— Pan się myli. Przedewszystkiem, jestem bezpartyjny...
Murri i Clarke niedowierzająco spojrzeli na siebie.
— Pan nie wierzy? Co za sens miałoby, bym się ukrywał? Rozumiem, u was w Ameryce... Ale u nas partja, jak panu wiadomo, jest legalną. Upewniam pana, jestem bezpartyjny. I być może, sam przez to cierpię. Podczas wojny domowej do partji nie wstąpiłem, sam nie wiem dlaczego. Uważałem, że za władzę sowiecką można walczyć także i poza partją. A obecnie... wie pan, jak trudno wpuszczają do naszej partji inteligentów, nie mających przed rewolucją jakichkolwiek większych zasług. Ja zaś, no, jakież tam mogę mieć zasługi? Partja z tego powodu, że znajduję się poza jej szeregami, nic nie traci. Nie jestem mówcą, nie mam poważnego wykształcenia politycznego, przytem zaś zawód mój skazuje mnie, zupełnie zrozumiałe, na chroniczne oderwanie od mas. A zmieniać w moim wieku zawód jest zapóźno. Polatam sobie więc jeszcze dwa-trzy lata. Pewnego pięknego dnia komisja lekarska orzeknie, że jestem niezdolny... serce szybko się psuje... Zrobią mnie wtedy gdzieś naczelnikiem lotniska. Będzie dużo swobodnego czasu, wezmę się do nauki.
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.