sające wierzchołkami swych garbów, przekonały Clarka, że Europa została już za nimi.
Pejzaż i znużenie z poprzedniego etapu działały usypiająco. Clarke, idąc za przykładem rosjanina, chrapiącego od samego Orenburga, zasnął tym razem twardo i spał widocznie długo, gdyż obudził się świeży i dziarski.
Żółta równina wyglądała jeszcze bardziej pustą. Wdole niekończącym się wyginającym się kablem ciągnął się tor drogi żelaznej.
Ale oto znajoma kupa pudełek od zapałek — miasto, a za miastem — białe ratunkowe koło dla zabłąkanych samolotów — aerodrom.
W Aktiubińsku rosjanin zeszedł. Na lotnisku czekał na niego samochód. Żegnając się ze wszystkimi, ze szczególnem uznaniem ściskał rękę pilota, wsiadł do czekającego nań forda i odjechał, machając życzliwie czapką.
— Mówi, że w ciągu trzech miesięcy po raz pierwszy należycie się wyspał — wyjaśnił Clarkowi pilot.
— To czerwony dyrektor Aktiubstroja, wielkiej fabryki wznoszonej tutaj w stepie.
Clarke nie mógł zrozumieć, w jakim celu budowano na tej pustyni fabrykę i co ona będzie tu produkować. Pilot, do którego zwrócił się z tem pytaniem, zaznaczył, że pustynia jest dopiero przed nimi. Aktiubińsk — centrum jednego z najbardziej urodzajnych rejonów zbożowych Kazakstanu. Ziemia leżała tu nietknięta wiekami, a poczęto w niej dłubać — zna-
Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.